poniedziałek, 7 marca 2016

WYPRAWA I, cz.3


ROZDZIAŁ III - cd.
Tak jak już mówiłam, takie wyprawy, poza obserwacją ptaków, owocują również obserwacją innych zwierząt. Sarny (Capreolus capreolus) prezentowały się tego dnia wręcz doskonale.


Kto tu kogo obserwuje? Coś mi się wydaje, że to one nas wywietrzyły.


Udało nam się kilkakrotnie dostrzec pojedyncze osobniki, jak również stada składające się z 8-10 kopytnych. Nie byłam do końca pewna, kto tu,  tak naprawdę, kogo obserwuje. Czy to my, czy może jednak to one przyglądają się  z zaciekawieniem grupce homo sapiens.
Sarnie lustra widoczne z daleka, w pełnej krasie.


Chociaż nie było tego dokładnie widać, to mogłam sobie z łatwością wyobrazić jak strzygą łyżkami (łyżki to uszy sarny), a ich chrapy poruszają się rytmicznie, kiedy wietrzą. Słuch i węch to przecież najbardziej wyostrzone zmysły tych jeleniowatych (Cervidae). Ich suknie (sierść sarny) są o tej porze roku szarobrunatne, za to z niezwykle intensywną bielą lustra na zadzie.

ROZDZIAŁ IV
Myszołowy czas powitać

Jak do tej pory gęsiowy zawrót głowy nie nastąpił, a taki był przecież główny cel podróży. Wyprawa obfitowała za to w szponiaste, z wyraźną przewagą myszołowa zwyczajnego (Buteo buteo).
Wstyd się przyznać, ale pierwszego myszołowa, którego spotkaliśmy w tym dniu na trasie, nie rozpoznałam. Dałam w tej materii okropną plamę. Mogę oczywiście próbować się usprawiedliwiać, że odległość była zbyt duża, że zauważyliśmy tego drapola   z szybko jadącego auta, bla bla bla… fakt jest jeden, otóż pomyliłam myszołowa  z wroną siwą (Corvus cornix), pomimo jego wyraźnego ułożenia piór w kształcie litery V na piersiach.
Tego popołudnia udało nam się odnotować jeszcze dwa dorosłe osobniki myszołowa zwyczajnego i jednego młodego ptaka w szacie immaturalnej (subadulturalnej).
Jeden z napotkanych myszołowów w locie.

Mieliśmy też bliskie spotkanie z myszołowem włochatym (Buteo lagopus). Z uwagą liczyliśmy prążki na jego ogonie - czy, aby nie ma ich tam za wielu - analizowaliśmy kolor upierzenia oraz budowę. Wszystko po to, aby nie popełnić błędu w oznaczaniu.
Mało brakowało, a przeoczylibyśmy tego włochatka. Bartek zauważył go pierwszy, i to już z bardzo dużej odległości. Sygnalizował nam to po drodze,  tyle że my w tym czasie skupieni byliśmy na wróblakach - trznadlach (Emberiza citrinella), które o tej porze roku miały zaledwie resztkę swojej intensywnej żółci na głowie i piersi, oraz potrzeszczach (Miliaria calandra), a te z kolei, swoim ubarwieniem przypominały skowronka (Alauda arvensis).
Wróblaki, małe, szybkie, zwinne ptaszki. Czasami trudno jest policzyć, ile małych pierzastych kulek ukryło się wśród gałęzi.

Całe szczęście, że w porę się zreflektowaliśmy, bo szkoda byłoby takiego zacnego Jegomościa przeoczyć. Choć u mnie do tej pory pozostał jakiś 1% wątpliwości. Nie udało nam się przecież zobaczyć ciemnych plam na nadgarstkach, tak bardzo charakterystycznych dla włochatego.


ROZDZIAŁ V
Nowe znajomości

Zdołaliśmy w końcu je wyśledzić. Nasze upragnione gęsi. Stado około 40 osobników. Będąc bardziej precyzyjnym, nie tyle to my je wyśledziliśmy, co one ukazały nam się w swej łaskawości nad polami, po czym wylądowały. Gęgawy i białoczelne rozsiadły się wygodnie na polu kukurydzy i upajały poobiednią siestą. Niektóre z osobników odłączyły się od stada i żerowały samotnie.
Jeden z osobników postanowił żerować w odosobnieniu i nieco zbliżył się do nas.

Przy okazji buszowania po polach z lunetą, wzbudziliśmy ciekawość jednego z mieszkańców, który wręcz nie mógł nadziwić się opowieściom o gęsiach. Chętnie też zerknął przez naszą machinę powiększająca. Po krótkiej rozmowie okazało się, że pan Remigiusz jest początkującym aktorem i wziął udział w kilku telewizyjnych produkcjach. Co prawda były to do tej pory tylko epizodyczne, małe role, ale pasja widoczna w oczach pana Remigiusza była wielka. Trzymamy mocno kciuki za naszego nowego znajomego!
ROZDZIAŁ VI
Z savoir vivre na bakier

Po kilku godzinach w terenie obraliśmy kurs na Wąsosz z nadzieją,                   że spotkamy tutaj jakiegoś atrakcyjnego blaszkodzioba. Na jeziorze pływało kilka krzyżówek (Anas platyrhynchos), jakże popularnych w naszym kraju przodków kaczki domowej.


Para dobrze wszystkim znanych kaczek krzyżówek, częstych blaszkodziobych bywalców naszych parków, kanałów i rozmaitych zbiorników wodnych

Ich ubarwienie, zwłaszcza szata godowa samców z metalicznie zieloną głową, wąską białą obrożą i rdzawobrązową piersią, jest wstanie przywołać na myśl chyba każdy statystyczny Kowalski. Być może poprzez swoją liczebność, gatunek ten wydaje się być odrobinę niedoceniany.


Samica i samiec krzyżówki.
Oznaczyliśmy też kilka osobników łabędzia niemego (Cygnus olor), który, wbrew nazwie, wydaje kilka charakterystycznych odgłosów. Trochę zaparska, odrobinę poburczy, umie też syczeć jak wąż, gdy jest bardzo zdenerwowany i wyczuwa zagrożenie.


Dorosłe osobniki łabędzia niemego ma jeziorze.



Łabędź niemy żerujący w polu, choć dla wielu z nas, przyzwyczajonych do widoku tego blaszkodzioba na rzekach w mieście, takie zachowanie ptaka, może wydać się nieco dziwne.
Humory nam dopisywały. Mogliśmy upajać się otaczającym nas, cudownym widokiem i pooddychać świeżym, rześkim powietrzem. Uwierzcie, chyba nic tak nie odpręża, w każdym razie ja po takim wyjeździe czuję totalny reset w głowie i ładuję swoje wewnętrzne akumulatory. I nawet chłód powietrza i zimny wiatr, wówczas nie przeszkadza.

Moje wspomnienie z postoju w Wąsoszu. Szybko przerysowałam je na papier.

Po drodze Dawid przypomniał sobie - a trzeba tu dodać, że Dejf - tak zwykło się mówić na naszego ornitologa, Dawida - to niezwykle spontaniczny gość - otóż, przypomniał on sobie, że w Wąsoszu mieszka jego koleżanka Ewa iiii… oczywiście natychmiast do niej zadzwonił. Co prawda Ewa narzekała ostatnio, że kolega ją zaniedbują i kiedy pracuje w okolicy nie odzywa się, no ale…
Po pierwsze, taka niezapowiedziana wizyta w niedzielne popołudnie może nie być mile widziane. Sami rozumiecie, człowiek ma dzień wolny od pracy, siedzi sobie spokojnie w starych, wyciągniętych dresach przed telewizorem, popija kawkę… albo inny scenariusz, jest niedziela, zjechała się rodzina na obiad itd. Sami rozumiecie, co mam na myśli. Po drugie, byliśmy większą grupą, więc nie byłam do końca pewna, czy taki dziki nalot jest wskazany. Skończyło się                    na bardzo miłym spotkaniu. Takim kameralnym, domowym, przy gorącej herbacie   z cytrynką i na zajadaniu czekoladek. Po raz kolejny sprawdziła się moja stara teoria, że najlepsze spotkania, imprezy i wyjazdy, muszą być spontaniczne.
            Ewo, jeszcze raz dziękujemy, że nas przygarnęłaś! J Muszę szczerze przyznać, że po kilku godzinach w terenie w zimny lutowy dzień, taka herbatka u Ciebie smakowała wyśmienicie.
Reasumując, z savoir vivre pała, ale jakże było nam miło!!! J
ROZDZIAŁ VII
Optymistycznie, z bielikiem

Mieliśmy teraz nadwyżkę energii i mogliśmy dalej szukać szczęścia  po polach. Po drodze kilka tych małych, pierzastych szczęść nam nad głową przeleciało. Paszkoty (Turdus viscivorus) - często, zwłaszcza z dalekiej odległości można je pomylić ze śpiewakiem (Turdus philomelos) - makolągwy (Carduelis cannabina), kolejne trznadle (Emberiza citrinella), potrzeszcze (Miliaria calandra), i jeszcze jeden myszołów zwyczajny (Buteo buteo) na dokładkę.
Dawid zdradził nam też miejsce gniazdowania krogulca (Accipiter nisus),   a z oddali wietrzyło nas kolejne stado saren.
Na czele stada zobaczyliśmy dostojnego kozła (samiec sarny).
Ostatni przystanek znajdował się w Lisim Ogonie, na stawach.
 Panorama stawów

Tam spotkaliśmy pojedyncze czaple siwe (Ardea cinarea).
Czapla siwa, młody osobnik.



Czapla to niezwykłe stworzenie, przypomina mi małego człowieczka. Zwłaszcza, kiedy stoi tak sobie samotnie na jednej nodze, ze złożoną szyją. Gniazduje często w koloniach, nad jeziorami, zatokami, w trzcinach.  Taka ukryta-przyczajona - to dobre na nią określenie. Do czapli z pewnością jeszcze kiedyś wrócimy.
Nad naszymi głowami przeleciał też piękny krogulec (Accipiter nisus), a na deser swoją palczastą dłonią pomachał nam z przestworzy bielik (Haliaeetus albicilla).
To dobry znak. Może wkrótce w gnieździe bielika, w koronie starego drzewa,      coś się wykluje. J


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz