sobota, 5 marca 2016

WYPRAWA I, cz.2


                                          ROZDZIAŁ II                                                    

Pierwszy postój, na jemiołuszkach




Dojechaliśmy do Słupów, bo w tej okolicy, teoretycznie,  powinniśmy spotkać gęsi. Może będą to gęgawy (Anser anser), albo białoczelne (Anser albifrons), a może jakiś wyjątkowo rzadki egzemplarz się trafi? Zaparkowaliśmy niedaleko gospodarstwa miłego, starszego Jegomościa, obszczekał nas przyjaźnie merdający ogonem, kudłaty, rudy mieszaniec, klucz gęsi szybkim lotem przemknął nam nad głowami, lecz na bliższe spotkanie z „anserami” nie było szans. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo czujne oko Bartka wypatrzyło dwie prześliczne jemiołuszki (Bombycilla garrulus).





Jemiołuszki przyjaźnie zerkały na nas z samego czubka drzewa.



Patrząc na jemiołuszkę, jest, czym oko nacieszyć. Piękny, duży czub, czarna maska jak u Zorro oraz czarny śliniak i żółto-biały wzorek na skrzydle.  Przyznacie chyba, że nie można jej pomylić z inny gatunkiem. Miejsce też zajęły książkowe, bo na czubku drzewa, jak przystało na jemiołuszki. Nacieszyliśmy nimi oko - luneta jak zwykle sprawdziła się doskonale i nawet wspomniany gospodarz pokusił się o krótką obserwację - pstryknęliśmy fotki, wymieniliśmy uprzejmości  i dalej w trasę.




                                               

ROZDZIAŁ III

Klucze i ś(l)iniaki






             No i szukaj teraz wiatru w polu, dosłownie i w przenośni. Co się tyczy pierwszej opcji, to było to stosunkowo łatwe, gdyż niedzielna aura nie rozpieszczała i mocno wiało, a pól mieliśmy pod dostatkiem.




W tym miejscu, co prawda, gęsi nie spotkaliśmy, był za to niejeden kopiec kreta.

Z kolei z gęsiami było już gorzej. Z oddali widzieliśmy jak mija nas kolejny klucz, który sympatycznie nam zagęgał i odleciał.



Takie liczne w gęsi klucze kilkukrotnie przeleciały nad naszymi głowami.

Po drodze natknęliśmy się na stado siniaków (Columba oenas). Na pierwszy rzut oka, dla laika, trudnych do odróżnienia od gołębi domowych (Columba livia), jednak w tej ornitologicznej zabawie liczą się szczegóły.
Otóż siniaki - nie mylić ze śliniakami, lub też ślimakami - których jakże charakterystyczny szary spód skrzydeł można podziwiać w locie i, co może dziwić, gniazdujące w dziuplach, postanowiły z nami współpracować i po kilku dzikich przelotach wylądowały. Ku naszej uciesze rozsiadły się dostojnie na przewodach wysokiego napięcia. Luneta poszła w ruch.

Aby przybliżyć  nieco ten gatunek, narysowałam dla Was siniaka.

Po chwili pojawiły się też trznadle (Emberiza citrinella), w jakże charakterystycznych dla nich stadach, a na końcu czajki (Vanellus vanellus). Warto tutaj nadmienić, iż ten odporny na mróz ptak, który zazwyczaj pojawia się u nas już lutym, gniazdo buduje w wyścielonym dołku w ziemi.

A oto i czajka widziana moimi oczyma.


A że od przepychu głowa nie boli, to na polu po przeciwnej stronie przechadzały się dwie gęgawy (Anser anser).



Nieco później mieliśmy okazję podziwiać gęgawy w locie, co dało nam okazję         do zaobserwowania charakterystycznych, kontrastowo jasnych pokryw ich skrzydeł, a warto w tym miejscu dodać, iż jest to wyjątkowa cecha wśród gęsi europejskich.
Nie zapominajmy, że takie wyprawy owocują również obserwacją innych zwierząt.

A o  tym, co jeszcze udało nam się wypatrzeć, opowiem już niebawem :)

DO ZOBACZENIA :)

                                                                                                                     










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz