poniedziałek, 4 kwietnia 2016

WYPRAWA V, cz.1 ŚLESIN

WYPRAWA V, cz.1

KONTROWERSJE

Wyjazd na ślesińskie stawy to był zupełny spontan. I takie są zazwyczaj najlepsze. W piątek na warsztatach ornitologicznych, na których zajmowaliśmy się tematem mew, podło hasło: wspólny teren, Ślesin... i klamka zapadła.
W niedzielny poranek stawiłam się na pętli autobusowej Błonie, stamtąd zazwyczaj ostatnio wyruszamy, oczywiście jak zwykle przed czasem, aby wykorzystać te kilka chwil i zajrzeć do lasku przy kładce nad torami kolejowymi, łączącej Błonie z Miedzyniem. Cel? Grzywacze (Columba palambus). Plan został zrealizowany w stu procentach.





Na pewno każdy z Was widział kiedyś tego dużego gołębia z białym kołnierzykiem. I choć nie jest to gatunek tak liczny jak gołębia miejskiego, to ostatnimi czasy można go spotkać gniazdującego nawet w centrum naszego miasta. Podejrzewam niestety, że nie każdy z Was zapała entuzjazmem na jego widok, a to z prostej przyczyny - ptasich odchodów. Znam wiele osób, które wprost nienawidzą gołębi - miejskich, grzywaczy i wszystkiego co gołębia choć trochę przypomina. Ja bardzo Was proszę o wyrozumiałość i uzmysłowienie sobie, że gołębie nie robią tego... powiedzmy sobie wprost - nie srają na Was celowo, robią to, bo taka jest ich fizjologia, podobnie zresztą jak i nasza. Już słyszę te wszystkie głosy, które się teraz podniosły. Spokojnie, nie chce was denerwować, tyle że moje uczucia do tego ptaka są skądinąd inne. A uwierzcie, że nie raz zdarzyło mi się przeklinać w duchu, kiedy spojrzałam na maskę mojego zaparkowanego auta, które kilka  minut wcześniej opuściło myjnię. Nie wspomnę już, jak kilka lat temu zaparkowałam  samochód na noc przy ulicy Traugutta w Bydgoszczy, akurat pod samym gniazdem grzywaczy. Rano auta nie poznałam... Dodam tylko, że kałomocz grzywaczy (u ptaków kwas moczowy wydalany jest jednocześnie z kałem)  ma znacznie pokaźniejszy gabaryty niż ten od naszych małych, miejskich gołąbków. Przeklinałam pod nosem, ale nie ptaki, tylko sytuację. No cóż, sama takie miejsce sobie wybrałam, trzeba było się rozejrzeć i ruszyć głową. Zachęcam więc, aby spojrzeć na gołębię bardziej przychylnym okiem :)

Wiem, wiem, obiecałam Wam Ślesin, a tu jeszcze z Błonia nie wyjechaliśmy. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie chciała zarazić Was tą moją  sympatią do gołębi, choć tak odrobinę. No zobaczcie tylko sami, jakie one są ładne :)











No dobrze, nie musicie darzyć ich nie wiadomo jak wielką miłością, ale przynajmniej NIE RÓBCIE IM KRZYWDY!!!! PROSZĘ!!! :)

W każdym bądź razie, tak jak chciałam, grzywacze na Błoniu sfotografowałam :)

FASHION W TERENIE

Opuszczam więc Błonie i udaję się do Ślesina, na stawy. Na miejscu zebrała się nas czwórka, ale cztery kolejne osoby miały jeszcze dojechać. Oj, zapomniałabym dodać, że nasza wyprawa przypadała na pierwszy dzień wiosny. Takim to optymistycznym akcentem chcieliśmy tę wyczekiwaną wiosnę rozpocząć. Co do pogody, to zbyt wiosennie nie było...hmmm, a może właśnie było, bo przecież w marcu jak w garncu i często dmucha - w każdym razie, tego dnia wiatr też solidnie dął, słońce przykryły chmury i zbierało się na deszcz.
Co niektórzy z nas chyba za szybko poczuli wiosnę, i trochę im gnatki zmroziło. Trzeba więc było coś na grzbiet wrzucić i tym sposobem, oto przed Państwem kolekcja wiosenna z serii FIELD FASHION BIG BIRD :P  -  moda terenowa. W roli modela Dawid :)

Ażeby się ubrać, trzeba na początek się rozebrać. Potem tylko dorzucamy na grzbiet kolejne warstwy odzienia. Najpierw prawa rączka w rękawek, potem lewa, teraz wygładzamy koszulę, bowiem elegancja w terenie przede wszystkim, zapinamy ostatni guziczek, koszula hops w spodnie. Ojjjj, żeby tylko spodnie nie spadły :P I jeszcze tylko polarek. Jest radość :)
No w końcu ktoś padł przede mną na kolana, hehe ;)








ŚWISTUNOWE "POLE"

My tu śmichy - chichy, a ptaki czekają. Na dzień dobry, mały, lecz jakże wspaniały potrzos (Emberiza schoeniclus) sobie w pobliżu trzcinowiska zasiadł. Obserwacja była prowadzona przez lunetę ornitologiczną, więc zdjęcia brak, ale już za chwilę wam to wynagrodzę, bo... oto zbliżamy się do stawu. Powoli, ostrożnie, po cichutku, po malutku, tak żeby głowy za bardzo nie wystawiać i... pierwszy raz widziałam tyle świstunów na raz (Anas penelope), piękne to było stadko!!!! Niczym małe łódeczki, dziesiątki ptaków unosiły się na wodzie.




A teraz zobaczcie z bliska, jak bardzo urodziwe są to kaczki. Zdjęcie zrobione zostało w marcu tego roku na Kanale Bydgoskim. Ptaki znajdowały się w bliskiej odległości, nie były płochliwe. Mamy tutaj samca w szacie godowej o zjawiskowej, kasztanowej głowie i szyji, kremowożółtym czole i różowawej piersi oraz, jakże delikatną w swej urodzie, rdzowobrązową samicę.











Myślę, że na dziś wystarczy nam emocji, a jutro, oczywiście, na stawy wrócimy.

Pędzę teraz na kolację. Do zobaczenia :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz