środa, 20 kwietnia 2016

Highway to Hel(L), cz.4

WYPRAWA VI, Highway to Hel(L), cz.4





IV.



Pozostaliśmy w Kuźnicy, tyle że zmieniliśmy miejsce obserwacji usadawiając się od strony zatoki.  Na tej pozycji wiało zdecydowanie mocniej, bo taki to urok zatoki i raj dla żeglarzy, wind- i kitesurferów.  Naliczyliśmy kolejnych osiem żurawi (Grus grus), a łącznie z tymi które widzieliśmy wcześniej, tego dnia nad naszymi głowami przeleciało 21 osobników. Ruch w drapolowym interesie znacznie osłabł, dlatego mogliśmy  grzać się w słońcu, podziwiać żaglowce i robić plany na dalszą część weekendu.


Skoro tylko okazało się, że mamy mały zastój w przelotach, spakowaliśmy manatki i skierowaliśmy się do obozu Akcji Bałtyckiej na obrączkowanie ptaków.
Czym jest AB? Jest to funkcjonujący już od ponad 55 lat projekt badawczy, podczas którego, aby poznać mechanizmy ptasich wędrówek, prowadzone są badania ptaków migrujących przez nasze polskie wybrzeże. Akcja odbywa się dwa razy do roku, wiosną i jesienią. Zanim ptak otrzyma swoją obrączkę z wytłoczonym, skróconym adresem centrali obrączkowania oraz niepowtarzalnym kodem literowo-cyfrowym, jest mierzony, określa się jego kondycję oraz orientację w przestrzeni.
Na zdjęciach widzicie ptaki już zaobrączkowane, zmierzone i zważone, tuż przed wypuszczeniem.




Bartek z zaobrączkowanym przed chwilą rudzikiem (Erithacus rubecula).

Pobyt w obozie zdecydowanie największą radość sprawił Bartkowi, a wszystkie rudziki przed wypuszczeniem dostały całusa w czoło na drogę. To chyba taki odruch u małych miłośników ptaków, że każdego chcieliby wycałować. Co prawda dla ptaka to żadna przyjemność, żeby nie powiedzieć stres, jednak pamiętam, że ja również obcałowywałam główki wszystkich moich kanarków kiedy byłam mała. Oczywiście delikatnie i z wyczuciem :)  

Domyślam się, że wielu z Was pomysł łapania dzików ptaków w siatki ornitologiczne nie wydaje się czymś dobrym. Przyznam szczerze, że czasami  ja także mam mieszane odczucia jeżeli chodzi o obrączkowanie. Co prawda jestem świadoma tego, że tylko dzięki takim badaniom możemy poszerzyć naszą wiedzę na temat ptaków, ich wędrówek i zwyczajów, przekazywać tę zdobytą wiedzę kolejnym pokoleniom, jednakże zawsze pozostaje ten cień wątpliwości. To duża  ingerencja w życie ptaków, a samo przebywanie ptaka w siatce niesie za sobą liczne zagrożenia.  
Oczywiście badania prowadzą tylko i wyłącznie osoby ze specjalnymi uprawnieniami, wykwalifikowani obrączkarze, którzy mogą ptaki łapać. Nikomu innemu nie wolno tego robić!!

Z obozu ruszyliśmy do Jastarni z cichą nadzieją na gęsi zbożowe (Anser fabalis). Dawid narobił nam sporego apetytu na tę obserwację. Spotkanie z ptakami przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Mieliśmy sporo szczęścia, bo nadleciały kiedy już chcieliśmy odjeżdżać, a potem, ku naszej uciesze,  przechadzały się spokojnie po porcie i skubały trawę. Udało nam się podejść naprawdę bardzo blisko. Spójrzcie tylko na ich soczyście pomarańczowe nogi i ubarwienie dzioba! :)















Pobyt w Jastarni zajął nam kilka dobrych godzin i dostarczył jeszcze wielu obserwacji. Spróbuje je teraz krótko usystematyzować. Zacznijmy może od ohara (Tadorna tadorna), ptaka który posiada zarówno cechy kaczki jak i gęsi, niezwykle charakterystycznie i kontrastowo ubarwionego i trudnego do pomylenia z jakimkolwiek innym gatunkiem. Zwłaszcza ten czerwony dziób - z wydatnym guzem u samca - stanowi wizytówkę ohara.


Mieliśmy też okazję spotkać mewę siodłatą (Larus marinus). Majestatecznego ptaka o dużych rozmiarach, masywnym dziobie i ciemnym płaszczu.
Pojawił się i kopciuszek (Phoenicurus ochruros). Ten mały dzikusek przemykał cichaczem potrząsając swoim rdzawym ogonkiem.



Szliśmy dalej plażą wytrwale wypatrując kolejnych gatunków.








Szliśmy, szliśmy i doszliśmy do... ostrygojadów (Haematopus ostralegus)!!!! Żerowały na płyciźnie ze stadem śmieszek (Chroicocephalus ridibundus). Przypatrzcie się dobrze, to ten krępy osobnik z długim, prostym, czerwonym dziobem o czarno-białym upierzeniu, smakosz małż i omułków.







Na kolejne ostrygojady natknęliśmy się kilkadziesiąt minut później. Były znacznie bliżej :) Wypięły białą pierś do przodu i swoimi długimi dziobami przeczesywały piórka.






Chwila postoju. Niektórzy w tym czasie szukali muszelek, inni uparcie trwali przy lunecie, a jeszcze inni odpisywali na sms-y.



Zrobiłam w tym czasie szybki przegląd kolejnych oharów i sfotografowałam owada nieznanego mi gatunku ;)





Potem była przerwa na kanapki i na wylegiwanie się na piasku.  Kilka dobrych kilometrów mieliśmy już w nogach, tak więc klapnęliśmy sobie z przyjemnością. Tylko Bartek przez cały czas trzymał się twardo w pionie, stał i wypatrywał, czy aby przypadkiem coś nie nadlatuje;) Po drodze zgubił się nam gdzieś pan Benedykt, ale na szczęście szybko się odnalazł. Telefony jednak czasem się przydają. Ach! Nie mogłabym nie wspomnieć  o konsumpcji naszych ulubionych kawowych ciasteczek (wszystkich zainteresowanych nazwą ciasteczek zapraszam do kontaktu na priv, gdyż reklama jest w tym miejscu nie wskazana, hehe...). Tak właściwie to stały się one naszymi ulubionymi  właśnie od momentu tej wyprawy i już na stałe wpisały się w menu naszej grupy :) Dzisiaj też mam je w szafce :)))))))

CDN.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz