wtorek, 17 maja 2016

Highway to Hel(L), cz.9

WYPRAWA VI, Highway to Hel(L), cz. 9




IX.

Przyznam szczerze, że tego dnia o poranku dość ciężko i długo się nam wstawało. Z małym opóźnieniem względem tego, co zaplanowaliśmy wczoraj, zeszliśmy na śniadanie. Nasze śniadanie było bardzo oryginalne i składało się z dwóch dań. Na pierwsze była zupa porowa - trochę się obawialiśmy jak o 6 rano zareagują nasze żołądki - a na  drugie pan Benedykt zaserwował jajecznicę ze zdrowych, wiejskich jaj na bekonie. Tej akurat nie jadłam, choć przyznam, że pachniało smakowicie,  bowiem już wiele lat temu zrezygnowałam z mięsa.
Rozgrzaliśmy brzuszki ciepłym posiłkiem, spakowaliśmy się, sprzątnęliśmy po sobie kuchnię i wyruszyliśmy do Kuźnicy. Ach! Zapomniałabym! Moje niezgrabne rączki, w międzyczasie, zalały herbatą ścianę i podłogę w kuchni. Na szczęście szybko ogarnęłam temat i wszystko ładnie się zmyło.
Gdy dojechaliśmy do Kuźnicy, na plaży powitały nas białe stateczki, czyli łabędzie nieme (Cygnus olor).




Z plaży szybko w las, wprost do obozu Akcji Bałtyckiej. Na porannym obchodzie zbyt wielu ptaków niestety nie było, zaobrączkowany został kos.
Pobyt w obozie i spotkanie ze starymi znajomymi był świetną okazją do tego, aby powspominać. Swoją historię opowiedział nam Dawid i niezły performance z tego wyszedł, a patrząc na zdjęcia poniżej chyba można nadać mu tytuł "Lecę, bo chcę" :)
A było to tak, posłuchajcie. Podczas jednego z obozów AB Dawid obrączkował ptaki. Jako pierwszego, z porannego obchodu, przyniesiono mu śpiewaka (Turdus philomelos). Dawid zaobrączkował go i rzekł: - Przynieś mi wiadomość powrotną :) I tutaj na chwilę się zatrzymamy, aby wszystkim tym, którzy nie są zbytnio zorientowani w temacie obrączkowania, szybko wyjaśnić cóż takiego ten termin oznacza. Otóż wiadomość ta dotyczy zaobrączkowanego osobnika (jak już Wam wspominałam, każda założona obrączka posiada niepowtarzalnym numer, kombinację liter i cyfr) i jego ponownego stwierdzenia w dowolnym punkcie na całym świecie. Taka "zwrotka" zawiera dane o gatunku, dacie i miejscu schwytania, płci, wieku oraz danych biometrycznych. Możemy w ten sposób dowiedzieć się, na przykład, ile kilometrów pokonał dany osobnik, jak długo żył, którędy wiodła jego wędrówka. Jeżeli zobaczycie kiedyś ptaka z obrączką, której numer uda się Wam odczytać, powiadomcie Stacją Ornitologiczną podając następujące dane:

 -  dokładny numer widoczny na obrączce,
 -  datę i miejsce znalezienia lub obserwacji,
 -  stan ptaka w chwili znalezienia (np. zdrowy, ranny, martwy)
 -  jeśli ptak jest martwy, wówczas podajemy możliwą przyczynę śmierci lub zranienia ptaka,
 -  informację o tym, co działo się z ptakiem po znalezieniu, gdzie przebywa
 -  gatunek ptaka, jeśli umiemy go określić.
 -  imię, nazwisko i adres kontaktowy.

Ale wróćmy do historii Dawida. Zaobraczkował śpiewaka, "przynieś mi wiadomość powrotną" - powiedział i wypuścił ptaka. I w tym momencie spójrzcie na zdjęcia poniżej, bowiem Dawid demonstruje właśnie, co wydarzyło się później.








Idąc tropem Dawida, widzimy jak okrąża on namiot, leci dalej prosto i kieruje się w stronę  sieci, dokładnie tak, jak tamtego pamiętnego dnia leciał krogulec (Accipiter nisus), który musnął Dawida skrzydłem, przeleciał pod linką namiotu tuż przy jego nodze i w ten sposób znalazł się w sieci. Wszystko wskazywało na to, że został on zaobrączkowany właśnie dzięki śpiewakowi, na którego postanowił zapolować. Taka oto historyja ;)

W Kuźnicy jeszcze trochę zabawiliśmy, udaliśmy się na plażę na kolejne obserwacje, liczyliśmy głównie na przelatujące drapole. Na parkingu przy plaży powitała nas pliszka siwa (Motacilla alba).





Jeśli zaś chodzi o inne gatunki, to w tym dniu, niestety, nie mieliśmy szczęścia. Za to morze dostarczyło nam wielu, pięknych widoków.







Jeszcze "mewolec" szybko śmignął mi przed obiektywem.


Zagadała do nas bogatka (Parus major).



A potem było już tylko wylegiwanie się na piasku, oczywiście cały czas z nadzieją na obserwacje.





Śmiechu, jak widać, było przy tym co niemiara. Lekka "głupawka" nas po prostu ogarnęła i bardzo miło, wspólnie spędziliśmy ten czas.
Ażeby maksymalnie wykorzystać nasz pobyt na Półwyspie Helskim, wybraliśmy się jeszcze w okolice Chałup. Nie myślcie sobie przypadkiem, że pojechaliśmy na najbardziej rozsławioną w Polsce plażę nudystów, nie tym razem, Moi Drodzy, heh... ;) Udaliśmy się na poszukiwania kolejnych ptaków... i mam tu oczywiście na myśli tylko i wyłącznie te skrzydlate, heh :P





Luneta na ramię i dalej w drogę, tym razem do Władysławowa, właśnie tam zaplanowaliśmy ostatni postój przed powrotem do Bydgoszczy. Słońce pięknie świeciło, a morze i niebo, aż raziło swym soczystym błękitem.







Zaobserwowaliśmy kilka gatunków mew  - właściwie to prawdziwi mewi nalot tam był - i ucztę kruka (Corvus corax). Na kruczą wyżerkę było sporo chętnych.





Ku mojej wielkiej uciesze, woda wyrzuciła na brzeg pióro nura czarnoszyjego (Gavia arctica), pióro o niezwykle długiej i grubej, charakterystycznej dudce.


Zanim opuściliśmy plażę we Władysławowie, Ola zabawiła się jeszcze w Atlasa - tytana z mitologii greckiej. Oto i ona :)



Ostatnie obserwacje przez lunetę. Opłacało się, bo dostrzegliśmy dziesiątki lodówek (Clangula hyemalis) w locie. Jak widać panowie są zadowoleni :)






A na koniec wprawy odbyły się oświadczyny. Ola otrzymała od Dawida zaręczynową muszelkę ;) heh...





I to już ostatni spacer po plaży, na koniec jeszcze pamiątkowe zdjęcie i czas wracać do domu.



 Od tego dnia nosimy miano Bandy Rudzika :) tak się ochrzciliśmy :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz