Witam Was w towarzystwie tego małego rudzika, który towarzyszyć nam będzie podczas dzisiejszej wyprawy. Po raz ostatni przemierzymy nadbiebrzańskie szlaki i udamy się do Białowieży.
W ostatni poranek nad Biebrzą pożegnaliśmy panią Zdzisławę, która tak miło gościła nas przez te ostatnie dni, wygłaskaliśmy Pikusia i pomachaliśmy rezydentce tego domu - płomykówce. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie z gospodynią i już za chwilę wyruszymy w dalszą drogę.
Udajemy się do Rezerwatu Przyrody Lasy Naturalne Puszczy Białowieskiej. Pierwszy przystanek po drodze - Teremiski.
W Teremiskach, wsi znanej dobrze każdemu ptasiarzowi, zaczynamy od mocnego uderzenia. Przed nami, a raczej nad nami, krąży orlik krzykliwy (Clanga pomarina) z pokarmem w dziobie, najwyraźniej, dopiero co upolowanym. Tym razem orlikowi trafił się jakiś gryzoń, być może jest to nornik.
A któż to? Ta obserwacja bardzo nas ucieszyła, bo oto naszym oczom ukazał się dzięcioł zielonosiwy (Picus canus), który jest nielicznym ptakiem lęgowym w Polsce. Nieco mniejszy od dzięcioła zielonego, oliwkowozielony ptak o szarej głowie z czarnym kantarkiem przy oku, ciemnym wąsem oraz z czerwoną plamą na czole u samców. Dzięcioł bawił się z nami w chowanego, przeskakując z gałęzi na gałąź, chowając się za drzewami, buszując w gęstej trawie. Szczególnie zaś upodobał sobie słup, z którego dziarsko rozglądał się dokoła.
Z dzięciołem to w ogóle zabawna historia była, no i przyznajmy się bez bicia, że trochę nieodpowiedzialnie się zachowaliśmy, kiedy dostrzegając dzięcioła, zatrzymaliśmy auta na środku drogi i jak banda dzikusów pognaliśmy z aparatami na łąkę. Czysty spontan :)
O! I wilki jakieś w Teremiskach były, hehe... to oczywiście pies, zresztą bardzo sympatyczny, i tak się składa, że sołtysa.
Czyżby i on wyszedł zobaczyć naszego dzięcioła?
A to już samiec kopciuszka (Phoenicurus ochruros), który całej tej sytuacji przyglądał się z góry.
Biegająca za dzięciołem zielonosiwym siedmioosobowa ekipa z aparatami fotograficznymi zaciekawiła też pięknego dzwońca (Chloris chloris).
Zbliżamy się do rezerwatu. Wygląda na to, że jest i strażnik. Obszczekał nas niemiłosiernie.
No to jesteśmy, oto dowód.
Zaczynamy więc naszą kilkugodzinną wędrówkę po puszczy. Oglądajcie i napawajcie się jej urokami.
I nawet budka lęgowa była :)
Dziupla, ciekawe czy miała swojego lokatora w tym sezonie lęgowym?
Leśne ścieżki rezerwatu doprowadziły nas do... I jak widać, niektórzy w tym miejscu padli na dobre. Ten mały embrion w trawie to Bartek :)
A tutaj, na pierwszym planie widzimy gatunek wszystkożerny, który w sposób szczególny upodobał sobie kanapki, sprawnie biorąc je w swoje łapki. Smacznego, panowie!
Zmieniamy miejsce. Przed nami przyrodnicza ścieżka edukacyjna "Żebra Żubra". Ścieżka liczy około 4 kilometrów. Składa się z licznych grobli i długich kładek wykonanych z drewnianych desek. "Żebra Żubra" prowadzą przez dziki, podmokły teren puszczy. Wejście na szlak znajduje się niedaleko północnej granicy Białowieży, przy drodze na miejscowość Budy, a kończy się w pobliżu drogi Białowieża-Hajnówka.
Krótki przystanek na obserwację. Zapytacie, co tak mocno przykuło naszą uwagę? Otóż, były to jerzyki (Apus apus). W niektórych bowiem rejonach (na przykład w Białowieskim Parku Narodowym), jerzyk - gatunek znany głównie z gniazdowania w stropodachach i w szczelinach budynków w naszych miastach - zakłada gniazda na drzewach w dziuplach. To bardzo rzadki widok, dlatego też przelatujące wśród drzew i komunikujące się ze sobą osobniki, zaprzątnęły nam w głowach.
Przemierzamy ścieżkę. Pośród zieleni, zapachu rosnącego wokół czosnku, śpiewu ptaków.
Jak widzicie, teren prawie w całości podmokły, bardzo surowy, przez to tajemniczy i niezwykły.
O, jestem i ja :) pan Benedykt przyłapał mnie na rozmyślaniu i szybko uchwycił w kadrze.
Jedną ze swoich ośmiu nóg pomachał nam też ten osobnik. Z imienia i nazwiska, niestety, bliżej nam nie znany ;)
Zanim wyruszyliśmy w drogę powrotną, odbyliśmy krótką nasiadówkę na "żebrach".
Czy ten pociąg w końcu nadjedzie, heh...? :) No ile można siedzieć na peronie? Kasia chyba już go widzi...
Przyjedzie, nie przyjedzie...?
Cóż robić? Trzeba podzielić się jeszcze posiłkiem, zapakować do aut i ruszać w drogę do domu.
Jeszcze kiedyś tu wrócimy :)
Do zobaczenia mówią Wam: Agnieszka, Kasia, Benedykt, Jan, Dawid, Bartek i ja - Monika :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz